Do Foz do Iguacu dotarliśmy bardzo rano - około 5, wsiedliśmy do miejscowego busa, który wysadził nas w centrum Foz i tu zaczęły się schody - Pani kasjerka z busa poradziła nam żebyśmy czekali na autobus z napisem "Puerto Iguacu", bo chcieliśmy się dostać na stronę argentyńską i tam przenocować. Więc cierpliwie go wyczekiwaliśmy - przez 3h przejechało ich chyba z 250, żaden z właściwym oznaczeniem. Dopiero koło 8:30 pojawił się ten właściwy jak już byliśmy tak zdesperowani, że chcieliśmy brać taxę. Okazało się że autobusy są tylko argentyńskie - zaczynają kurs ze strony argentyńskiej, a ponieważ w Argentynie czas jest -1H, to pierwszy startuje koło 7, czyli 8 czasu brazylijskiego i dojeżdża do nas po 30min - rozkładu naturalnie nie było, a nasz portugalski pozostawiał wiele do życzenia, wiec ciężko było cokolwiek od kogokolwiek wyciągnąć.
Samo przekraczanie granicy też jest interesujące - kierowca autobusu wyłuskuje turystów i 'wyprasza' ich po pieczątkę od brazylijskich pograniczników, sam odjeżdża, turysta po uzyskaniu pieczątki musi czekać na następny autobus. Na szczęście bilet wykupiony na pierwszy autobus obowiązuje na dalszą część podróży /oczywiście tej samej firmy, bo są przynajmniej dwie/. Czekając na autobus pogadaliśmy z jakimś holendrem, który wyprowadził mnie z błędu, że powinniśmy zobaczyć również Ciudad del Este /czyli miasto po stronie paragwajskiej/ - był tam wcześniej i podobno szybko uciekał - kompletna wiocha. Przy okazji zniechęcił nas też do stolicy - Asuncion - wg. niego strata czasu, a że dobrze mu patrzyło z twarzy to mu zaufaliśmy :-)
Wracając do przekraczania granicy -1szy autobus, który chcieliśmy złapać kompletnie nas olał, mimo że machaliśmy - gościnny kraj, ta Argentyna, pomyślałem. Dopiero kolejny po 30min raczył się zatrzymać - przejechaliśmy rzekę - Rio Iguacu i udaliśmy się po pieczątkę z Paragwaju -tym razem - niespodzianka - kierowca poczekał, ale tylko dlatego że wszyscy muszą tu wyjść i przejść odprawę celną - na pusto autobus przecież nie będzie wracać...
Po dotarciu do centrum Puerto Iguacu - tradycyjnie, szukanie kwatery - ceny około 100-120A za pokój /100A to jakieś 72 pln/ - wzieliśmy pokój w Hostelu San Fernando za 100A z basenem /i tak nie skorzystaliśmy, ale ładnie brzmi/ i ze śniadaniem /totalna porażka - 2 bułki, masło, dżem ledwo wystarczający na pokrycie tych bułek cieniutką warstwą, kawa i herbata/. Z rozczuleniem wspominaliśmy śniadanie w Sao Paolo.
Tego dnia byliśmy na tyle zmęczeni, że sił starczyło na obiad i 'zwiedzanie' Puerto Iguacu - kompletnie nic ciekawego, poza restauracjami. Obiad za to był przepyszny - dużo dobrego mięsa, sałatki, piffko Antarctica - wszystko za 60A od 2 osób.
Kolejny dzień - wycieczka do wodospadów Iguacu po stronie argentyńskiej - brazylijską sobie darowaliśmy bo podobno gorsza, ale z perspektywy czasu i opinii spotkanych później osób - warto zerknąć na jedną i drugą. Wjazd do parku - 60A/os. Na początku mały trekking - Upper Circuit - widok na wodospady z góry, potem Lower Circuit - z dołu. Robi wrażenie - pod jednym z nich po minucie wychodziło się kompletnie mokrym, mimo że był oddalony o jakieś 20m. Na koniec zostawiliśmy sobie najlepsze - Garganto de Diablo - czyli widok z góry na gardło diabła - kilkanaście wodospadów spadających w jedną otchłań - 13tys m3 na sekundę, w dół 90m. Samego 'dołu' oczywiście nie widać, bo woda odbija w górę i wszystko zakrywa. Sama woda nie jest krystalicznie czysta - ma dużo brązowego osadu - wrażenie robi wolno przemieszczająca się masa jakby 'rozcieńczonej' coca coli - czasami jakby zastygła w powietrzu. Co tu pisać, trzeba zobaczyć samemu. Można było podpłynąć łódką motorową pod same wodospady, ale przyoszczędziliśmy te 75A/os za 12minut przejażdżki... będzie na piffko...
Zwiedzanie skończyliśmy koło 13, więc podjęliśmy decyzję o zaliczeniu jeszcze tamy Itaipu Dam - tym razem na brazylijsko-paragwajskiej granicy. Do momentu budowy tamy 3 przełomów na rzece Jangcy przez Chińczyków - była największą elektrownią wodną na ziemii. Zaspokaja 90% zapotrzebowania na energię Paragwaju i 19% Brazylii. Oczywiście ma skutki uboczne - ale kto by się tam przejmował jakimiś 'ekosystemami' czy coś tam. W każdym razie podejście do tamy było nieudane - byliśmy tam o 15:35, a ostatnia wycieczka ruszyła o 15:30. Dla nas był dostępny jedynie Special Tour - czyli 2h zwiedzania od zewnątrz i wewnątrz więc sobie darowaliśmy. Będąc w Sao Paolo pierwszego dnia po przyjeździe na jakieś 3h zabrakło prądu w całym mieście - totalna ciemnota nastała - my byliśmy już w hotelu bo nastąpiło to koło 22 i niespecjalnie nas to dotknęło, ale śmieszne było usłyszeć jak lodówka, klimatyzacja, jakieś generatory - wszystko milknie, nastaje cisza i tylko słychać okrzyki niedowierzania. Będąc już w Polsce dowiedziałem się, że brak energii był spowodowany właśnie awarią Itaipu Dam.
Wracając znowu przez granicę do Puerto Iguacu kierowca busa tym razem nie zatrzymał się w ogóle po stronie brazylijskiej, pojechał od razu na argentyńską, a ponieważ dzieli je jakieś 2,3 km a nam nie chciało się tyle dreptać, olaliśmy sprawę i pojechaliśmy do hostelu. Następnego dnia przy wyjeździe z Argentyny odbiło się to małą czkawką - pogranicznicy z Brazylii stwierdzili brak pieczątki w każdym paszporcie i musieliśmy przez 15minut tłumaczyć się jak do tego doszło, gdzie teraz jedziemy, po co itd Dobrze, że trochę kumali po angielsku. Nauczyliśmy się, że lepiej jest zbierać pieczątki na każdej granicy...
Udało nam się również dotrzeć do Itaipu Dam w 'normalnych' godzinach i tym razem załapaliśmy się na 'Normal Tour". Było warto to wszystko zobaczyć, oprócz 30minutowego filmu propagandowego jakie to świetne jest to konsorcjum, które zarządza Itaipu Dam i jaki ma cudowny wpływ na środowisko hehe